niedziela, 5 stycznia 2014

#historia cz. 2

Okazało się, że kot całą noc spał w koszyku. Bardzo mnie to ucieszyło, pomyślałam, że musiał mnie polubić, haha! Tego samego dnia gdzieś już sobie poszedł, ale przychodził czasami i wtedy go karmiliśmy. Pewnego ranka zobaczyłam go siedzącego w altance. Leżał i trzymał jedną łapkę zgiętą. Na początku myślałam, że wszystko w porządku. Potem jednak zwierzak wstał i zobaczyłam, że z tą kończyną coś nie tak.
- Chyba jest złamana... - powiedziałam potem do rodziców.
- Jesteś pewna? - Pytała mama z niedowierzaniem.
- Tak, czytałam o tym trochę. Powinniśmy go zabrać do weterynarza, w przeciwnym razie łapa może zacząć gnić czy coś...
Moi rodzice niezbyt byli przekonani do wzięcia zwierzęcia do weterynarza, bo co za tym idzie - musielibyśmy wziąć go do domu, a mieszkanie mamy niestety małe...
Wkrótce jednak przekonałam ich i gdy wracaliśmy do domu zabraliśmy kotka ze sobą. Z początku myśleliśmy, że to kotka ;) Kicia miauczała całą drogę i musiałam ją uspokajać. Kiedy byliśmy już w Katowicach, po drodze zauważyłam znak "przychodnia weterynaryjna". Zaproponowałam, żebyśmy właśnie tam z kotkiem weszły.
***
Na dzisiaj to tyle :) Dziękuję za poświęconą uwagę :) Proszę o zostawienie komentarza - przyjmę uzasadnioną krytykę i ucieszę się z pochwały ;)
Kolejną część postaram się dodać jutro. Zachęcam do czytania!
:)

2 komentarze: